Słowo na Wrzesień 2015

 “A kto jest moim bliźnim?” (Łk 10, 29)

 

Jedną z najbardziej znanych przypowieści w Biblii jest z pewnością słynna przypowieść o Dobrym Samarytaninie (Łk 10, 25-37). Przypowieść ta jest tak bogata, że w przeszłości poświęciliśmy cały rok na próbę jej medytacji. Nie możemy więc nie powrócić do niej w tym roku, w którym Pan nas zaprasza do coraz głębszego wchodzenia w tajemnicę Jego Miłosierdzia. Opatrznościowo Papież Franciszek zechciał ogłosić przyszły rok Jubileuszem Miłosierdzia i nieustannie powraca w swoich dyskursach i pismach do tej przypowieści. Zaprasza nas, byśmy byli “Miłosierni, tak jak Ojciec jest miłosierny”.

W przypowieści o Dobrym Samarytaninie cała refleksja wychodzi od cytatu z Księgi Kapłańskiej: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego” (Łk 10,27). To jest klucz do zdobycia życia wiecznego – „to czyń, a będziesz żył!” (Kpł 18,5). Poprzez tę przypowieść Jezus chce zwrócić naszą uwagę na dwie prawdy:

  • zbawienie przychodzi do nas nie zaledwie poprzez poznanie, ale przez wypełnianie Jego Słowa: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? (…) To czyń, a będziesz żył” (por. Łk 10, 26.28), ponieważ żyjąc Słowem, Miłosierdzie Boże żyje, ono „staje się ciałem w nas”, poprzez nas promieniuje!
  • w praktyce jest „łatwo kochać Boga, którego nie widzimy”, a mamy trudności, by kochać „brata, którego widzimy” (por. 1J 4,20). W przypowieści, Samarytanin staje się bliźnim upadłego człowieka, oznaczającego grzesznika, poturbowanego i zranionego przez grzech, który sprawił, że nie jest w stanie się podnieść, ale dla uczonego w prawie jest łatwiej zachowywać sześćset trzynaście przykazań Prawa niż zbliżyć się do grzesznika, kochać go, opiekować się nim, uleczyć go… uratować go…

“A kto jest moim bliźnim?”(Łk 10, 29b)

Wobec tej trudności, która jest obecna również w naszym życiu, uczony w prawie usprawiedliwia się i pyta: „A kto jest moim bliźnim?”. Jezus odpowiada poprzez tę cudowną przypowieść i na koniec wraca z odwróconym pytaniem: „Kto z tych trzech okazał się bliźnim?… Ten, który mu okazał Miłosierdzie” (por. Łk 10,36-37), czyli ten, który podjął inicjatywę Miłości.

Ojcowie Kościoła zawsze widzieli w tym „Dobrym Samarytaninie” samego Pana, który faktycznie, niesie nas jako Dobry Pasterz, niesie nasze rany i zapłacił cenę za nasze zbawienie. Oczywiście to staje się również naszą misją jako chrześcijan, byśmy byli drugimi Chrystusami. Jesteśmy wezwani do tego, by podtrzymywać w czasie, obecność Pana pośród ludzi, by ukazać, w naszym ciele, Miłosierdzie Pana, które objawiło się w pełni w Chrystusie.

Jezus zmienia zatem naszą perspektywę wobec życia i wobec braci: jeśli chcemy zdobyć życie wieczne, nasze pytanie nie może być dłużej takie: „Kto jest moim bliźnim?”, ale „czyim bliźnim się stałem?”. Stanie się bliźnim to przyjście blisko do mojego brata, to mój ruch, by go poznać; poznać jego gusta, jego dary, jak i jego nędzę, jego ograniczenia, i kochanie go w całości.

Dobry Samarytanin podszedł blisko i zobaczył. „Zobaczyć” to pierwsza cecha charakterystyczna miłości. Istnieje związek między oczami i sercem. W przypowieści także kapłan i lewita „dostrzegli” biednego, zranionego człowieka, ale z daleka, nie podeszli blisko, bo był dla nich kimś nieznanym, i tak dalej. Obaj byli religijni i od nich oczekiwałoby się, że będą praktykować Słowo Boże, ponieważ je znali i wiedzieli, co mają zrobić. Oni jednak nie „zobaczyli naprawdę”, ponieważ „widzieć” to „nieść wewnątrz serca cierpienie drugiego” i uciekli w zachowywanie pozorów.

Samarytanin przeciwnie, uznawany przez Żydów za poganina, bez Boga, niegodnego, „zobaczył” i dlatego „wzruszył się głęboko” (por. Łk 10,33). Rzeczywiście, jedynie kiedy nasze oczy są w świetle Miłości, niesiemy w nas cierpienie drugiego i dlatego stajemy się bliźnimi, „podchodzimy”. Przybliżenie fizyczne jest poruszone przez „przybliżenie” serca. Nie możemy żyć zaledwie u boku drugiego, bycie chrześcijaninem to życie w prawdzie wewnątrz drugiego, to niesienie drugiego wewnątrz mnie!

Wielokrotnie jednak, nasza postawa jest bardziej zbliżona do postawy kapłana i lewity. Tak jak oni, my również „odwracamy twarz” przed zranionym i biednym bratem, którzy nam pokazują zniekształcone oblicze Chrystusa – „mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa” (Iz 53,3).

Dlatego potrzebujemy najpierw „wychować” nasze spojrzenie i nie pozwolić się prowadzić przez „globalizację obojętności, która zabiera nam zdolność płakania”, jak powiedział Papież Franciszek na Lampeduzie, wobec cierpienia imigrantów z północnej Afryki.

“A kto jest moim bliźnim?”(Łk 10, 29b)

W tej przypowieści znajdujemy „pedagogię” miłości konkretnej, prawdziwej. Rzeczywiście, miłość nie jest jedynie uczuciem: jest życiem!

Samarytanin nie tylko zobaczył, nie tylko się wzruszył i podszedł. On opatrzył jego rany zalewając je oliwą (człowieczeństwo: opieka ludzka) i winem (boskość: opieka duchowa). „Altruizm jest niebezpieczeństwem” mówił Martin Luther King, bo miłość rewolucjonizuje nasze życie! Drugi jest „niebezpieczeństwem”, przeszkadza nam, zmienia nasze tory, wyrywa nas z naszego wygodnictwa, przysparza pracy! „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5,17).

”Zawiózł go na swoim bydlęciu” do gospody. Gospoda oznacza wspólnotę, Kościół. W tłumaczeniu greckim jest tam słowo, które oznacza „przyjmuje wszystkich”. Rzeczywiście, Kościół jest „gospodą”, wspólnotą-rodziną, która przyjmuje wszystkich, przede wszystkim zranionych życiem, opiekuje się ranami duszy (grzechem), chroniąc od niebezpieczeństw i ratując od śmierci. Nie wystarczy jedynie zajmować się potrzebami materialnymi braci, mamy dać również kierunek, towarzyszenie duchowe, modlitwę. Kościół jest „szpitalem”, gospodą zranionej ludzkości, nie jest miejscem „doskonałych” i „świętych”, którzy odwracają twarz od cierpienia braci.

Samarytanin zajął się biednym do końca, płaci ze swego trzosa, włącza innych (właściciela gospody) i wraca, martwiąc się jak matka o własnego syna, bo miłość wymaga czasu, nie jest impulsem chwili i wymaga dzielenia się dobrami, dlatego „płaci” dwiema monetami, zobowiązując się oddać to, co będzie wydane więcej.

Czy jesteśmy wierni w naszym dzieleniu się czy tylko dajemy „resztki”, okruszki naszego czasu i naszych dóbr? Czy nasza miłość stała się konkretna, aby dokonywać trwałych, ważnych dzieł Miłosierdzia w naszym mieście i w naszych grupach?

 “A kto jest moim bliźnim?”(Łk 10, 29b)

Bliźni to ten, który posłużył się Miłosierdziem, który zbliżył się do drugiego jako pierwszy, bez osobistych interesów, odkrywając, że brat jest „bramą Nieba”, „Domem Bożym”, „drabiną Jakubową”, która nas prowadzi do Nieba (por. Rdz 28, 10-17).

Pewien profesor teologii opowiedział nam, że był w Ziemi Świętej i kiedy szedł odwiedzić grób Jezusa, pewne biedne palestyńskie dziecko podeszło do niego, by prosić o jałmużnę. On je odsunął zakłopotany, ponieważ spieszył się, by iść i modlić się przed grobem Jezusa. Natychmiast gdy uklęknął, usłyszał wewnętrznie głos Pana, który mu mówił: „Klęczysz przed kamieniem, które przyjęło moje martwe ciało, ale odrzuciłeś i oddaliłeś się od mojego ciała żyjącego w tym biednym dziecku, które potrzebowało twojej uwagi, twojej miłości ponad twoją pomoc materialną, aby przybyć z pomocą w jego biedzie!”

W ciągu tego miesiąca wykonujmy ciągłe ćwiczenie „przybliżania się”, zadając sobie pytanie: Jak mogę stać się bliźnim wszystkich? Do kogo mam zbliżyć się bardziej? Przybliżajmy się do braci poprzez konkretne gesty, dając nasz czas, dzieląc się naszymi dobrami, modląc się i troszcząc o tych, którzy tego potrzebują, ukierunkowując duchowo… Przyjmujmy życie drugiego z uczuciem, ale bez czułostkowości, kochając z całego naszego serca, duszy i sił, aby Słowo Boże i Jego Miłosierdzie stały się życiem w naszym życiu!

Błogosławimy was,

O. João Henrique, O. Antonello