W tym Słowie Jan objawia wielką tajemnicę wcielenia Syna Bożego, Jezusa, prawdziwego Człowieka i prawdziwego Boga; ukazuje istotę „Syna Ojca przedwiecznego” w Jego ziemskim życiu, działającego i mówiącego w imieniu Ojca.
Te słowa wydają się proste, ale kryją w sobie pewien serkret, tajemnicę, ważną prawdę, która zrozumiana przemienia nasze życie. Lepiej byłoby powiedzieć, ma moc przemienić nasze życie, ponieważ, aby tak się stało, potrzebujemy tę rzeczywistość odkryć i zacząć nią żyć.
W czasach Starego Testamentu, od czasów Sędziów, przed królem Dawidem, wzrastała świadomość, że nadejdzie Mesjasz, który będzie królem i kapłanem ludu Izraela. Nie powinniśmy nigdy zapominać, że nieliczny lud żydowski żył wtedy wśród wielkich potęg militarnych, które miały potężnych władców, sprawujących władzę nad światem. Żydzi, prześladowani przez te wojownicze ludy, walczyli i zmagali się o wolność i ziemię, która obfitowałaby w mleko i miód.
Powoli kształtowało się, także za pośrednictwem proroków, przekonanie, że Bóg pośle wielkiego króla, mesjasza, który jak król Dawid, przyniesie pokój i dobrobyt. Z czasem powstała idea króla – posłańca Bożego, którzy tak jak wrodzy królowie, miałby być wielkim, zwycięskim, prowadzonym przez Boga wojownikiem. Miał panować nie tylko nad ziemią Izraela, ale potężnym ramieniem oraz sprawiedliwością podbić także inne narody; wreszcie miał nastać tak wyczekiwany pokój.
Taka była mentalność ludzi tamtych czasów. Musimy jednak szczerze przyznać, że to także nasza mentalność, ludzki sposób rozumowania. Również my, nie zdając sobie z tego sprawy, czasami powielamy takie oczekiwania. Chcemy i szukamy Boga silnego, który pokonałby wszystko, co nie zgadza się z naszym sposobem rozumowania, Boga który stanie po naszej stronie w wojnie, by zniszczyć tego, kto jest przeciwny naszemu sposobowi życia. To oczywiste, że takiego Boga stworzyliśmy sobie na nasz obraz i podobieństwo, by spełniał nasze oczekiwania.
A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami (J 1, 14)
Dwa tysiące lat temu na świat przyszedł Jezus! Na początku było Słowo i Bogiem było Słowo, i stało się ciałem, tak jak my. Jezus zrewolucjonizował i nadal rewolucjonizuje to jak postrzegamy Boga.
– Mógł urodzić się w cesarskim pałacu Tyberiusza, a narodził się w grocie i został położony w żłobie;
– Mógł przyjmować honory od książąt i kapłanów świątynnych, a hołd złożyła mu mała grupa pasterzy – ludzi, którzy w tamtych czasach nie mieli żadnej wartości i zanieśli mu w darze to, co mieli: ser, owieczki…;
– Mógł otrzymać staranne wykształcenie w świątyni w Jerozolimie, ucząc się o tajnikach Tory, aby stać się wielkim uczonym w piśmie. Przeciwnie, uciekał do Egiptu, a potem mieszkał w nieznanej galilejskiej wiosce, Nazarecie;
– Mógł szkolić się w sztuce wojennej, by przewodzić legionom, a potem rządzić mieczem, prowadząc wojny, a pracował jako cieśla, wykonując pracę ludzi ubogich.
Co to za Bóg, który takim objawia się Żydom i nam?
My, kapłani chcemy wielkich katedr, ogromnych pałaców, gdzie studiuje się teologię, by zostać wielkim teologiem; złoconych kielichów i bogatych ornatów, by celebrować Mszę. Eksponujemy pozłacane krzyże na piersi… dobrze, że chociaż Papież Franciszek odrzucił wszystko, co związane z bogactwem i manifestowaniem władzy! Ojciec Święty prosi nas, byśmy wrócili do życia Słowem w konkrecie, porzucając stworzone przez nas pojęcie Boga potężnego, porzucając wiarę, że jedynie katolicy są doskonali, ponieważ z tego powodu, niestety, możemy skończyć z całym chrześcijaństwem i tymi, którzy chrześcijanami nie są.
Nie twierdzę, że nie potrzebujemy przygotowanych teologów, potrzebujemy teologów, księży, którzy chcą należeć jedynie do Jezusa, którzy przyjmą życie w ubóstwie, w skromnym domu, kochając Boga ponad wszystko…
Jezus, nasz Pan i Bóg chciał pokazać swoim życiem, że jedyną ważną rzeczą jest wypełnianie Słowa Ojca w niebie. Wybrał życie takie jak ubodzy, bycie odrzuconym, ranionym, biczowanym, ukrzyżowanym; został pokryty ranami, okazywał miłosierdzie nieszczęśliwym. Został uznany za złoczyńcę, jak łotrzy, których ukrzyżowano obok Niego, jednego po prawej i drugiego po lewej stronie.
On przeżywał to, co w teologii nazywamy kenosis; chociaż był Bogiem, stał się ostatnim ze wszystkich, by zanieść Boga wszystkim. On, będąc Bogiem, poprzez swoje posłuszeństwo objawił się jako Syn Ojca, kochającego ludzi prostych, ubogich, cierpiących, grzesznych.
A my? Czy rozumiemy konieczność wykonania skoku jakości w naszym życiu, to że powinniśmy wrócić do naszej pierwszej miłości, by nie być „wyrzuceni z ust Boga” i nie stać się jak trzcina, kołysana na wietrze, przeżywając niepokój i nieustannie szukając tego co, bardziej korzystne?
Powinno być dla nas jasne, że możemy głosić Słowo Boga jedynie, jeśli naśladujemy Jezusa, kiedy jesteśmy gotowi umniejszać się przed innymi; gotowi żyć jedynie wolą Ojca, nawet jeśli wymaga to doświadczenia cierpienia i niezrozumienia. Powiedziałbym nawet, że jedynie będąc razem z Nim na krzyżu, możemy z pokorą głosić Słowo. Dlatego nie powinniśmy bać się obierać ostatnich miejsc lub bać się krytyki z powodu tego, że żyjemy poza rzeczywistością świata.
Wpatrujmy się w przykład świętych. Ojciec Pio mieszkał w małej wiosce na południu Włoch. On nie chciał zdobywać ludzkiego uznania, ale chciał być wierny powołaniu Boga. Został ukrzyżowany razem z Jezusem, także przez Kościół, ale nie poddał się, nie przestał się modlić, kochać, przyjmować rany fizyczne i duchowe. Dzisiaj jest znany na całym świecie. Nie szukał rozgłosu ani w telewizji, ani w radio, jedynie żył Słowem, a Bóg wywyższył go za dobro, które wyświadczył tylu ludziom.
Nadszedł czas, by żyć tak, jak Jezus nas o to prosi, by być prawdziwymi prorokami. Zróbmy głęboki rachunek sumienia. Dostrzeżmy nasze bożki, to jaki fałszywy obraz Mesjasza nam towarzyszy i wreszcie, wyrzućmy to wszystko, aby żyć jedynie prawdą i być żywym Słowem Jezusa. Świat tego potrzebuje. Wybór należy jednak do nas.
Ks. Antonello Cadeddu
Założyciel Przymierza Miłosierdzia