Słowo na sierpień 2025 – Starszy syn: źle pojmowana wierność

„A trzeba się weselić i cieszyć” (Łk 15,32)

Przez cały ten rok rozważamy nad tajemnicą miłosierdzia oraz nad tym, jaką ma ona moc przemiany życia. W tym miesiącu nasza medytacja dotyka serc poprzez postać, która często pozostaje ukryta i przechodzi niezauważona w opowiedzianej przez Jezusa przypowieści. W większości rozważań nad fragmentem Łk 15,11–32 nasze spojrzenie kieruje się na syna marnotrawnego lub na miłosiernego ojca, lecz czy „starszy syn” niczego nie może nas nauczyć?

Jest on postacią dość intrygującą, a być może nawet mamy w sobie tak wiele jego cech, że aż unikamy przyglądania mu się z bliska. W Biblii Jerozolimskiej starszy syn jest określony jako „syn wierny”, „syn który pozostał”. Był on tym, który widząc, jak młodszy brat bierze swoją część dziedzictwa i odchodzi z domu, pozostał z ojcem. Przypowieść mówi nam, że w momencie powrotu brata starszy syn był na polu, co naprowadza nas na to, że wykonywał on swoją pracę. Do tego momentu cechy starszego syna wydają się bardzo dobre: wierny ojcu, pracowity, nie poddał się wpływowi złej decyzji podjętej przez brata, troszczy się o sprawy ojca. Być może utożsamiasz się z nim i jego „zaletami”. Jednak w tej pozornie idealnej osobowości budzi się pewne określone uczucie: uczucie złości na wieść o powrocie brata i o tym, że ojciec przygotowuje dla niego przyjęcie.

„A trzeba się weselić i cieszyć” (Łk 15,32)

Iluż to z nas, mając się za doskonałych z powodu pozostawania przy ojcu, ma trudności z przyjęciem syna, który wraca? „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi” (Łk 15,29). Być może żywimy urazę, odczuwamy złość, zazdrość z powodu tego, że Bóg kocha kogoś, kto nie zasługuje na miłość, podczas gdy my, którzy od tak długiego czasu Mu służymy, nie otrzymujemy nawet koźlęcia z Jego stada. Takie uczucie zdaje się nie przystawać do naszego charyzmatu, ale jakże często nawet my, którzy głosimy miłosierdzie, chcemy kupić miłość Bożą, chcemy, żeby była ona udzielana według logiki odpłaty, z powodu zasług; stawiamy się w pozycji niewolnika, a nie w roli pierworodnego, w roli syna. W całej Biblii syn pierworodny zajmuje miejsce uprzywilejowane, jednak tutaj wydaje się, że ten pierwszy już nie zna wartości swojego uprzywilejowania. Czy my także odczuwamy złość, gdy jesteśmy świadkami miłości Ojca? Czy i my zapominamy, że jesteśmy ukochani jako ci pierwsi?

Starszy brat jest kimś więcej niż tylko bratem, on jest synem, jest pierworodnym, to jemu należy się dziedzictwo. Skoro jednak czuje się jak sługa, wszystko ulega wypaczeniu. Starszy syn doskonale zadość czyni wszystkim odpowiedzialnościom, trzyma się zasad, dopełnia wszystkich obowiązków – to właśnie oznacza dla niego być wiernym; jednak pracuje niejako po to, żeby kupić sobie miłość ojca i odczuwa lęk, że mógłby jej nie otrzymać. Uważa, że będzie kochany jedynie wtedy, gdy na to zasłuży, dlatego niezasłużona miłość okazana jego bratu tak bardzo go drażni. Nawet przebywając w domu, odczuwa tęsknotę za ojcem, każdego dnia oddala się coraz bardziej, odczuwa brak tego, co najważniejsze. Nie pojmuje bowiem, że dziedzictwa nie można kupić ani nie jest ono dane temu, kto najbardziej na nie zasługuje, lecz aby je otrzymać, wystarczy być synem. Pozostając w domu, starszy syn czuje się tak oddalony, jak ten młodszy. Podobnie i my, którzy tak często przybliżamy się do spraw Bożych, lecz sercem pozostajemy z dala od Niego. W istocie bowiem, kto odszedł? Czyżby i on także chciał odejść?

Dlatego też Ojciec również jemu daje to, co najważniejsze. Ojciec wychodzi z uczty, idzie mu na spotkanie i gdy zwraca się ku niemu, pierwszymi wypowiadanymi słowami są „Moje dziecko” (Łk 15,31). Ileż treści zawiera się wówczas w tym krótkim zwrocie! W dlaszej kolejności Ojciec okazuje, że widzi cały jego wysiłek związany z pozostawaniem w domu: „ty zawsze jesteś przy mnie”. Ojciec kocha go z powodu tego, kim on jest, a nie przez to, co robi – i przywraca mu całą godność starszego syna: „wszystko moje do ciebie należy”. Także i my, którzy często tracimy samych siebie i zapominamy o naszym uprzywilejowaniu, możemy pozwolić teraz, by głos Ojca na nowo rozbrzmiał w naszym wnętrzu, z całą mocą znaczenia, jakie z sobą niesie: „Synu! Córko!… Wszystko moje do ciebie należy!”.

„A trzeba się weselić i cieszyć” (Łk 15,32)

Gdy rozpoznamy swoją godność dziecka, łatwiej jest nam z miłością przyjąć wszelkie zmiany, jakie może spowodować w naszym życiu powrót brata. Bo praktycznie rzecz biorąc, kiedy młodszy brat odszedł, wiele rzeczy – tak rutyna dnia, jak przynależności – mogło zmienić się w życiu tego starszego. Prawdopodobnie układ domu został przeorganizowany, być może zaczął mieć pokój tylko dla siebie, być może zaczął korzystać z niektórych rzeczy należących do brata, a ta połowa dziedzictwa, która pozostała, zaczęła służyć na potrzeby domu.

Kiedy młodszy brat wraca, wszystko musi znów ulec reorganizacji, pokój, uwaga ojca i matki, a nawet pozostająca wciąż połowa dziedzictwa, która przynależała do starszego syna, teraz będzie do użytku wszystkich. Czy jesteśmy gotowi ponieść pewne straty wraz z powrotem brata? Czy jesteśmy gotowi coś stracić, aby ten drugi wrócił?

Przebaczenie nigdy nie jest „sprawiedliwe” i kiedy Bóg okazuje jednemu dziecku miłosierdzie, wszyscy to odczuwają; tak więc i ja, będąc obok brata, chcąc nie chcąc odczuwam zmiany spowodowane jego powrotem.

Teraz jest czas na naszą odpowiedź. Tak samo jak trzeba nam było przejść przez Samarię, tak też trzeba się weselić i cieszyć – taka jest logika Królestwa. Starszy syn, widząc ucztę, decyduje się pozostać na zewnątrz, i mówi Pismo, że ojciec wyszedł, żeby „tłumaczyć mu”, ale nie wiemy, jak kończy się ta historia. Nie znamy decyzji syna: czy wszedł, żeby wziąć udział w uczcie, czy nie. Dlatego to każdy z nas, starszych synów, musi osobiście udzielić odpowiedzi. Oto Ojciec wychodzi, żeby wszystko ci wytłumaczyć: czy wejdziesz na ucztę?

„A trzeba się weselić i cieszyć” (Łk 15,32)

 

Propozycja życia słowem na miesiąc:

  • W tym miesiącu składajmy drobne ofiary naszego wstawiennictwa (posty, msze święte, różańce…) w intencji jakiegoś brata lub siostry, który znajduje się daleko od domu Ojca. Uczyńmy to na poziomie osobistym lub wspólnotowym.