Słowo na wrzesień 2025

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć…” (Łk 15, 31–32b)

W tym roku jako wspólnota kroczymy drogą wytyczoną przez słynną przypowieść o synu marnotrawnym, zapisaną w rozdziale piętnastym Ewangelii według świętego Łukasza. W zeszłym miesiącu zaczęliśmy rozważać postawę starszego syna, który w obliczu powrotu brata buntuje się przeciwko miłosiernej postawie ojca. Teraz możemy postawić kolejny krok, pogłębiając naszą medytację. Co ciekawe, zaraz na początku rozdziału piętnastego Łukasz podaje nam powód, dla którego Jezus opowiedział tę przypowieść: Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:…” (Łk 15,2–3).

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć…” (Łk 15, 31–32b) 

Zauważmy zatem, że głównymi odbiorcami tej historii są faryzeusze i uczeni w Piśmie, znawcy prawa mojżeszowego, odpowiedzialni za przekazywanie narodowi żydowskiemu prawa Bożego. To oni byli pierwszymi wezwanymi do życia w świętości. Jednak z ewangelii wiemy, że Jezus przy różnych okazjach był adresatem ostrej krytyki z ich strony z powodu swego nauczania i czynionych cudów, aż po skazanie Go na śmierć na krzyżu. Często też Jezus zwracał im uwagę i prosił swoich uczniów, by mieli się na baczności przed ich praktykami, polecając uczniom, by nie naśladowali uczynków tamtych, ponieważ mówią, lecz sami nie czynią, kładą ludziom na ramiona wielkie ciężary, lecz sami nie chcą ich ruszyć nawet palcem (zob. Mt 23,3–4). Spotykając się z faryzeuszami, Jezus ostro ich napomina i nazywa „obłudnikami” (zob. w. 13), nie mogąc milczeć wobec fałszywości tych ludzi.

Co ciekawe, gdy przyjrzymy się wszystkim spotkaniom Jezusa z grzesznikami, zobaczymy, że Jezus ani przez moment nie wytyka im grzechów. Przykładowo, gdy spotyka się z kobietą cudzołożną, gdy jej przebacza, bez cienia oskarżenia mówi po prostu: Idź, a od tej pory już nie grzesz” (J 8,11). Dlaczego zatem Jezus wytyka grzech faryzeuszom? Odpowiedź jest prosta: bo oni nie uznali swoich grzechów. Bóg nie może przebaczyć temu, kto nie prosi o przebaczenie. Aby przyjąć łaskę Bożą, wpierw trzeba okazać skruchę. Pierwszymi słowami wypowiedzianymi przez usta Jezusa na początku Jego ziemskiej działalności były: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15b). Faryzeusze żyli w spokoju sumienia, uważali, że już posiedli Boga, podczas gdy w istocie byli daleko od Niego. Uważali się za lepszych, ponieważ zajmowali uprzywilejowane miejsca w synagogach i w świątyni, i jako tacy właśnie, wobec nawrócenia celników i prostytutek, uważanych wówczas za publicznych grzeszników, buntowali się i nie byli zdolni do celebrowania powrotu każdej owcy, która się zagubiła, ale odnalazła.

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć…” (Łk 15, 31–32b)

Postawa, jaką przyjmują uczeni w Prawie jest taka sama jak postawa starszego syna z przypowieści: gdy ten wraca z pola po całym dniu pracy, słyszy muzykę i odgłosy świętowania, po czym odkrywa, że jego brat wrócił do domu. Powinien ucieszyć się, przyłączyć do uczty i świętować powrót tego, który się zagubił, lecz zamiast tego buntuje się przeciwko ojcu za to, że przyjął brata z powrotem.

W słowach, jakie starszy syn kieruje do ojca, odnajdujemy korzeń całego problemu. „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi” (Łk 15,29). Widzimy, że syn ten żył w zewnętrznej wierności ojcu, wypełniając jego polecenia i pracując dla ojca, jednak nie czuł się synem, nie rozumiał jeszcze, że wszystko, co należało do ojca, było jego; w głębi serca nie był synem, lecz niewolnikiem. Przez to, że nigdy nie doświadczył miłości ojca, nie był zdolny kochać swojego brata, który powrócił. Ojciec przyjmuje więc swego młodszego syna, a młodszy syn uznaje swój grzech i zostaje przyjęty przez ojca; tymczasem starszy syn ani nie rozpoznaje swojego grzechu, ani nie przygarnia grzesznika, nie umie kochać brata z jego grzechem, ale również nie umie kochać ojca z jego miłością. Starszy syn wciąż jeszcze potrzebował wejść w dynamikę trynitarnego życia Ojca, Syna i Ducha, gdzie owocem relacji jest miłość.

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć…” (Łk 15, 31–32b)

W naszym życiu, jako wspólnota Przymierza Miłosierdzia, również musimy żyć tą dynamiką. Musimy w obrębie relacji uznawać nasze grzechy, aby przyjmować grzechy naszych braci i dzięki temu, w owym wielkim święcie przebaczenia, doświadczać miłości kochającego Ojca. Jesteśmy wezwani do bycia jednością, „aby świat uwierzył”, lecz nie możemy żyć tą jednością bez mocy przebaczenia i miłości. Stając w obliczu grzechu brata, winniśmy zawsze go przyjmować, gdy tylko okaże pragnienie nawrócenia.

Być może jest to nawet proste podczas naszych ewangelizacji: z ubogimi na ulicy, z alkoholikami i narkomanami, z prostytutkami, lecz jak to wygląda wśród nas? Czy przyjmując brata, który popełnia grzech i powraca, łączymy się we wspólnym świętowaniu w domu ojca? Czy raczej pozostajemy na zewnątrz, żądając tylko dla siebie tej miłości, która ma być dzielona?

I jeszcze: czy wobec brata, który zagubił się w grzechu, zapominamy o nim, tak jak starszy syn? Czy żyjemy sobie „spokojnie” w domu ojca, kontynuując naszą codzienną rutynę prac i obowiązków, podczas gdy brat się gubi? Czy raczej łączymy się z Ojcem, który trwając w postawie wyczekiwania, cierpi w swym sercu z powodu opóźniającego się powrotu syna? Czyż nie to właśnie jest naszym zadaniem: mieć oczy zawsze utkwione w drodze wiodącej do domu, zawsze gotowi, by biec na spotkania brata i przywracać mu z miłością jego godność syna, który dostępuje przebaczenia?

Fraternia z Wenezueli

 

Propozycja życia słowem na miesiąc:

Niech w tym miesiącu Duch Święty prowadzi nas ku szczeremu rachunkowi sumienia, abyśmy byli wolni od wszelkiego faryzeizmu i coraz głębiej wchodzili w dynamikę miłosiernej miłości Ojca – tak by nikt nie pozostał na zewnątrz, poza wieczną ucztą w Jego domu.