Słowo na Styczeń 2016

Miłość Ojca, źródło Miłosierdzia

 

“Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”

(J 3,16-17)

Lubimy myśleć o Miłości Ojca jako o niewyczerpalnym źródle wody najczystszej, krystalicznej, z którego nieustannie w sposób bezwarunkowy, pełny, nieskończony i darmowy, wypływa Jego Miłość. Ojcowie Kościoła dochodzą do przedstawiania w tym obrazie misterium Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, Trójcy Miłości, Nieskończonego Miłosierdzia. Oni widzą Ojca jako to źródło czystej wody; źródło i wieczne zaranie Nieskończonej Miłości. Dostrzegali Syna jako rzekę, która rodzi się z tego źródła i spływając, dociera do nas, nieustannie, aż do głębi otchłani naszej nędzy. Obrazowali Ducha Świętego jako wodę, ogromne morze Miłości Ojca, w której jesteśmy zanurzeni, spłodzeni, zrodzeni: “Rozważcie Ojca jako źródło życia; Syna jako rzekę, która się rodzi; Ducha Świętego jako morze, ponieważ źródło, rzeka i morze mają tę samą naturę” (św. Jan Damasceński).

W ten sposób Ojciec może być przedstawiony jak Nieskończona Bezinteresowność, który oddaje się bez ustanku i niezależnie od naszej odpowiedzi, od tego kim jesteśmy albo co robimy. Możemy myśleć o Synu jako o Nieskończonej Wdzięczności, ponieważ On przyjmuje i objawia nam tę Miłość i oddaje dzięki Ojcu za nas i w nas, jako wieczne uwielbienie Jego chwały: “Uwielbiam Cię Ojcze… gdyż takie było Twoje upodobanie” (Mt 11, 25-26). Duch Święty byłby w takim razie samą łaską Boga, który działa w nas w sposób skuteczny i mocny: “To Pan, który daje życie” (por. 1 Sm 2,6).

To misterium jest tak wzniosłe i jednocześnie tak proste! Rzeczywiście, nasz Bóg jest po prostu “Miłością”! “Bóg jest miłością, kto trwa w miłości trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1J 4,16b). T jest misterium tak głębokie, którego nigdy nie skończymy kontemplować i rozumieć.

Cała Biblia, cała historia zbawienia jest historią Miłości Boga, która nas zawsze “wyprzedza”, jest historią naszej nędzy, naszego grzechu i nieustannych niezliczonych interwencji Miłości Miłosiernej Ojca, który nie męczy się wybaczaniem nam. To w Jezusie jednak ukazuje się szczyt tej Miłości, pełnia przymierza miłosierdzia, realizacja Obietnicy:

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”

(J 3, 16-17)

Nigdy nie powtórzymy tej prawdy wystarczającą ilość razy. Jeszcze jej nie zrozumieliśmy i nie głosimy jej tak, jak na to przystało. Tymczasem demon, jako duch oskarżyciel, będzie próbował nas uczynić ślepymi i głuchymi wobec objawienia tej Miłości: “Jezus nie przyszedł, aby potępić, ale by zbawić tych, którzy byli zagubieni” (por. J 3,17); “Nie przyszedł do świętych, ale do grzeszników, nie do zdrowych, ale do chorych” (por. Mt 9,13). Tak Jezus powiedział do Świętej Faustyny: “Córko Moja napisz, że im większa nędza, tym większe ma prawo do Miłosierdzia Mojego, a namawiaj wszystkie dusze do ufności w niepojętą przepaść miłosierdzia Mojego, bo pragnę je wszystkie zbawić.” (Dzienniczek nr 1182).

Papież Franciszek przypomina nam, że “Pan nigdy nie jest zmęczony przebaczaniem: nigdy! To nas męczy proszenie Go o Jego Miłosierdzie” (Anioł Pański, 17 marca 2013). Papież nawet “wymyślił” piękne określenie, by wyrazić tę charakterystykę Miłości Pana, który nas zawsze wyprzedza, powiedział: “On najpierw mnie szukał (…) On jest pierwszy, zawsze. Jest takie hiszpańskie słowo, bardzo obrazowe, które dobrze to wyjaśnia: On nas «primerea», «El nos primerea». Zawsze jest pierwszy. Kiedy my docieramy, On już dotarł i czeka na nas” (Msza św. we wspomnienie św. Ignacego Loyoli w rzymskim kościele Najświętszego Imienia Jezus, 31 lipca 2013).

Patrząc na Chrystusa, wcielone ukazanie się Miłości Ojca, określenie, według nas najlepsze, by wyrazić tę Miłość to Jego uniżenie, zstępowanie Chrystusa aż do otchłani naszej nędzy. Pozwólcie nam na użycie tego wyrażenia, “upodlenie się” Boga, by nas zbawić! Rzeczywiście, Jezus zstąpił aż do piekieł, aby nas uwolnić od piekła, na które zasługiwałyby nasze grzechy. Zstąpił z nieba do łona pewnego stworzenia, przyjmując ograniczenia ciała, historii, kultury, czasu, miejsca, przyjmując nasze choroby, niepokoje, grzech, potępienie, niosąc w swoim ciele naszą nędzę i nasze rany (por. Iz 53,1nn). Zstąpił do groty, narodził się pośród zwierząt, w żłobie, uczynił się mniejszym niż człowiek “ja zaś jestem robak, a nie człowiek” (Ps 22,7). W Eucharystii On stał się “rzeczą”, pokarmem dla nas, którzy żyjemy jak zwierzęta, aby uczynić nas dziećmi Bożymi. “Zstąpił do Nazaretu i był im posłuszny” (por. Łk 2,51). Zstąpił pośród grzeszników do rzeki Jordan, aby być ochrzczonym, zstąpił pośród wykluczonych, nieczystych, trędowatych, opętanych, chorych; stał się sługą i niewolnikiem swoich własnych uczniów i uniżył się, aby umyć ich stopy. Wzniósł się jedynie na Krzyżu, gdzie na szczycie zawierzenia, pogardy, bólu, ukazał się jako Miłosierdzie: “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!” (Łk 23,34).

Nie prosili Jezusa o wybaczenie ani ci, którzy Go ukrzyżowali, ani Judasz, ani sam Piotr. A On im wybaczył, wybaczył wszystkim, ponieważ On jest wybaczeniem! Nie możemy zaprzestać medytowania misterium Krzyża, szkoły Miłości Miłosiernej, w której formowali się święci. Patrząc na Krzyż, możemy poczuć, że On mówi do nas jak do Świętej Gertrudy: “Spójrz na moje ciało, spójrz na moje rany, na moje członki rozciągnięte na Krzyżu! Bądź pewna, że jeśli byłoby to niezbędne, narodziłbym się na nowo i umarł, aby cię zbawić.” Święty Bernard, mówi nam, że Ojciec, nie wiedząc jak wyrazić całą swoją miłość, posłał na świat swojego Syna, jako “worek” wypełniony Miłosierdziem, który się “porwał” na Krzyżu, aby wylać na wszystkich i na zawsze, swoje Miłosierdzie.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.”

(J 3, 16-17)

Jak zatem żyjemy tym Słowem? Po pierwsze pozwalając dosięgnąć się wybaczeniu Chrystusa, pozwalając się obmyć przez Krew i Wodę, które wypłynęły z Jego otwartego boku. Bóg nie wstydzi się nas, dlatego nie wstydźmy się Go. Pozwólmy się dosięgnąć przez Jego Miłosierdzie. Uczyńmy głęboki przegląd życia i jeśli zauważymy jakiś grzech, którego do dzisiaj nie mieliśmy odwagi wyznać, ukorzmy się w Obecności Pana, spowiadając się z ufnością, ponieważ On ukorzył się jeszcze bardziej niż my, zstąpił jeszcze niżej, niż demon może nas pogrążyć grzechem! Miłosierdzie Pana dosięga nas aż do głębi piekieł, na które zasługujemy przez nasze winy. Na drugim miejscu zstępujmy z Chrystusem aż do piwnic egzystencji ludzkiej, aż do “piekieł” śmierci, w których znajduje się tak wielu naszych braci, którzy jeszcze nie znają Miłości Ojca. Jak mówił Papież emeryt, Benedykt XVI: “Bóg jest miłością i dlatego zgięcie się, uniżenie, o które miłość nas prosi, jest jednocześnie prawdziwym wznoszeniem. Właśnie tak, uniżając się, dosięgamy wysokości Jezusa Chrystusa” (Homilia, Msza Pięćdziesiątnicy, 15 maja 2005 r.).

Jedna z naszych misjonarek świadczyła: “Kiedy spaliśmy na ulicy, w zimnie, w brudzie chodników, zauważając pogardę ludzi, którzy tamtędy przechodzili, jeden z braci z ulicy powiedział mi: <wiesz jaka jest nasza największa radość? To kiedy wy, misjonarze, jesteście z nami. Czujemy, że Bóg nas nie porzucił, widzimy Pana, który w was nas odwiedza i mówi nam, że nigdy z nas nie rezygnuje, nigdy nie rezygnuje z kochania nas>.”

Kończymy, zapraszając was do powrotu do pierwszej miłości, Miłości Miłosiernej, która dosięga nędzy ludzkiej. To pragnienie jest potwierdzone poprzez słowa, które jedna z naszych wstawienniczek czuła, że są skierowane do każdego z nas: “Wspólnota ma być światłem, które oświeca mroki. Tam, gdzie jest wspólnota, ma szukać miejsc najciemniejszych, dokąd nikt nie chce iść, aby nieść tam miłosierdzie, nieść tę pochodnię światła. Tak jak Święty Józef, z całą miłością i gorliwością uporządkował i oczyścił grotę, która była brudna i ciemna, aby przyjąć Jezusa – tak macie robić wy, czyszcząc i oświecając miejsca najbrudniejsze i najniższe, aby mogły przyjąć Jezusa. Nie tylko miejsca fizyczne, ale także wiele serc.” Przygotujmy nasze serca na przyjęcie Dzieciątka Jezus w naszej małej i brudnej grocie!

 

  1. Antonello Cadeddu i o. João Henrique Porcu