Słowo na Maj 2015

Ojciec Miłosierny: “Miłość, która nie męczy i nie odpoczywa”

 

Jezus chciał pokazać na tej ziemi Miłosierdzie, które Ojciec ma wobec nas, biednych grzeszników. On wiedział, że nie możemy wrócić do Ojca, jeśli On najpierw nie odda się jako ofiara za nas. Stał się człowiekiem, aby stać się „jednym” z nami, dziećmi, które z powodu grzechu nieposłuszeństwa porzuciły Ojca z nieba. Przyjął wszystkie nasze grzechy bez stawania się grzesznikiem. ”Umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Dobrowolnie poszedł na krzyż i swoimi słowami i gestami, uzdrowieniami i cudami, ukazał Ojca Miłosiernego, który od wieczności kocha każdego człowieka.

Przypowieść o synu marnotrawnym jest przykładem tej miłości miłosiernej (Łk 15, 11-32). Wielu teologów woli ukazywać, że tak naprawdę jest to przypowieść Ojca Miłosiernego, ponieważ głównym bohaterem nie jest syn, który zostawia ojcowski dom, ani starszy syn, który się buntuje przeciwko Niemu, ale o ojcu, który jest Miłosierdziem, Przebaczeniem i Ugoszczeniem wobec obu synów.

 

“Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich.” (Łk 15, 12)

Młodszy syn idzie do Ojca i prosi o swój majątek. W tym akcie oddania majątku synowi, Jezus chce objawić swoim uczniom i nam prawdę. Prawo zabraniało żyjącemu człowiekowi oddawania spadku po sobie dzieciom, ale ten ojciec idzie ponad prawo. Dla niego prawem jest miłość, miłość, która daje wolność drugiemu. Możemy potwierdzić, że to jest miłość Ojca z nieba, który nie chce zachowywać nic dla siebie, ale pragnie dać wszystko dla każdego z nas. On daje nam majątek, wszystkie swoje dobra, zdolności i bogactwa. Czyni człowieka na swój obraz i podobieństwo a Jego jedynym pragnieniem jest byśmy dobrze używali wszystkiego, co do Niego należy.

Kochani, już jesteśmy dziedzicami wszystkiego. Możemy doświadczyć chwały Ojca, ale wielokrotnie wolimy być „synami marnotrawnymi”, szukając wszystkiego naszymi własnymi siłami, bez świadomości granic i grzechów, które skażają nasz umysł i serce. Stajemy się ślepi i głusi, szukamy rzeczy przemijających i porzucamy życie w domu Ojca.

“Wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15, 20c)

Ojciec wybiegł na spotkanie syna, wyraźnie wykończonego i bez sił, objął go, odział na nowo i umieścił pierścień na jego palcu. Ojciec na mnie czeka, cały czas patrzy na mnie i czeka aż wrócę. Nie ważne jest, że jesteśmy brudni od popełnionych grzechów, śmierdzący, skończeni, zmęczeni, zagubieni, zawstydzeni. On biegnie nam na spotkanie i okrywa nas królewskimi szatami. Pragnie tylko tego, byśmy wrócili do Jego domu, nie chce wiedzieć o grzechach, On widzi w nas swój obraz i podobieństwo, interesuje się naszym życiem i troszczy się o nie. Dla Ojca, miłość idzie ponad grzech i popełnione niedociągnięcia.

On mnie kocha takim, jakim jestem! Powtarzamy: On mnie kocha takim, jakim jestem!

A my? Czy jesteśmy gotowi, by kochać naszych braci ponad ich winami i grzechami, które popełnili? Czy jesteśmy gotowi nie tylko je wybaczyć, ale przykryć je dobrami, dać nowe szaty i nawet zdjąć nasz „pierścień dziedzictwa”, aby dać go temu, kto zgrzeszył? W przyjęciu syna, Ojciec „jedynie płakał z radości”. Czy zastanowiłeś się kiedyś, że Ojciec zawsze płacze i raduje się z powrotu dziecka, które było daleko i wróciło do domu?

Przypowieść mówi, że Ojciec natychmiast rozkazał, aby zabito utuczone cielę, aby uczcić powrót syna. W czasach Jezusa rodzina, która miała „utuczone cielę” była znakiem bogactwa. Utuczone cielę było zwierzęciem, który spłodziłby więcej cieląt, czyli, powiększyłby bogactwo! Co zrobił Ojciec? Ofiarował swoje bogactwo, to, co miał najlepszego, utuczone cielę. W tym geście możemy zobaczyć całkowite oddanie Ojca Niebieskiego, który aby nas przyjąć na nowo w swoim domu, ofiarowuje swojego Jedynego Syna z miłości do nas. Jego miłość nie ma granic.

Zastanówmy się: jak bardzo inaczej działamy! Działamy szukając własnych interesów natychmiastowych i przyszłych. Jesteśmy skrajnie egoistyczni! Nie interesuje nas życie drugiego! Interesuje nas tylko to, żebyśmy byli uważani za lepszych i świętszych. Kochane dzieci, jak biedne jest nasze życie!

 

“A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego…” (Łk 15, 20)

On się wzruszył! Aramejski czasownik w tym wyrażeniu ma korzenie w słowie hesed, które oznacza wnętrzności miłosierdzia. Łono, które rodzi życie! Nowe życie, które ma się narodzić z łona matki, powoduje ból. Cierpienie, które rodzi życie i ból, który nie jest dłużej „bólem”, ale miłością, która rodzi życie!

Nalegamy, by powiedzieć wam, że to jest to, czym żyje Jezus we wzajemnej komunii z Ojcem i Duchem Świętym. Kiedy Jezus oddaje się Ojcu z miłości, aby dać nam życie w pełni, przeżywa nasze cierpienia i rany, niesie na sobie nasze choroby. Byliśmy zagubieni, bezsilni, nie potrafiliśmy wrócić do Ojca jedynie o własnych siłach. Wielokrotnie myślimy o Ojcu Niebieskim jako o Bogu odległym, który nas nie kocha. W ten sposób nie ufamy Mu i czynimy wszystko, aby się od Niego oddalić. Pomimo tego, On nie rezygnuje z nas, ofiarowuje Swojego Syna i czeka na nas w swoim domu.

Patrząc dogłębnie, to jest to, czym żyje dzisiaj świat: czuje się zagubiony, z powodu pychy nie chce się poddać, czuje się bezsilny, wszystko ucieka spod jego kontroli, ale opiera się i wpada w panikę. Jezus przeżył to wszystko na własnej skórze. Na krzyżu czuł się „zagubiony”, porzucony. Wcześniej powiedział: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30), i w szczytowym momencie bólu, zawołał: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?” (Mk 15,34). To był krzyk Człowieka Jezusa w swoim bólu, prawdziwego Boga, prawdziwego Człowieka. Ojciec dozwolił, by Jego Syn przeżył dramat ludzkości, ale potem, jako Syn, Jezus powiedział: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46).

Wraz z krzykiem Swojego Syna, Ojciec wzrusza się we wnętrznościach swojego Miłosierdzia. Przeżywa bój Syna, ból oddalenia i samotności tego, który stał się człowiekiem. Jednoczy się i oddaje swoją nieskończoną miłość, poruszony słabościami i odczuciami porzucenia na Krzyżu tego, który z miłości zechciał ofiarować siebie samego za grzechy ludzkości.

To jest działanie Boga, który przeżywa cierpienia, jak matka w trakcie porodu, by zrodzić nową ludzkość. Krzyk „bólu” staje się znakiem Miłości. Jezus konkluduje słowami: „WYKONAŁO SIĘ” (J 19,30).

Ojciec się wzruszył, wybiegł na spotkanie syna i powiedział “przygotujmy ucztę”. Dla nas także może być przygotowana uczta. Wystarczy byśmy zdecydowali się cierpieć za innych, dać życie, być miłością hesed, łonem, które rodzi i cierpi z miłości, aby w ten sposób dawać życie. Pamiętaj, że możemy dać życie tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi cierpieć i umrzeć za innych. To jest jedyna droga miłosierdzia.

Przymierze Miłosierdzia ma charyzmat dany przez Ojca Miłosiernego. Żyć, aby inni otrzymali życie. Jesteśmy powołani, aby żyć “kenosis”, ogołoceniem, umieraniem, jak umarł Ojciec w Synu, aż do grobu, gdzie relacja jednoczy życie tych, którzy kochają aż do śmierci, miejscem ciszy i misterium. To jest misterium Ojca miłosiernego, który w grobie widzi Syna martwego i całkowicie Mu oddanego. Widzi tego, który nie może już więcej mówić ani wyrazić zdania, widzi martwego Syna i wskrzesza Go w mocy Ducha, który jest miłością jednoczącą ich serca.

Nie traćmy czasu, w Jezusie Ojciec daje nam nowe życie, ofiarowuje nam nową ziemię i nowe niebo.

 

W tym miesiącu rozważajmy tę przypowieść: niech ona będzie naszym codziennym lectio divina, abyśmy dobrze żyli naszym charyzmatem w tych aspektach. Ona pozwoli nam być synem, który wraca do Ojca i Ojcem, który kocha syna aż do końca, bez miary. I jeśli w jakimś momencie czujemy się jak starszy syn, dlaczego by nie zdecydować się na definitywną zmianę naszej postawy?

 

 Antonello Cadeddu i o. João Henrique